czwartek, 20 grudnia 2018

Prezentacja systemu Compact Disc w Programie "Sonda" w 1983 r.



W programie „SONDA” emitowanym od 1977 r. w audycji nr 288 (71 z 1983) pt. „Wideo ‘83” nadanej w TVP 29 XII 1983 r. zaprezentowano najnowsze techniki z dziedziny audio-video, w tym przedstawiono systemy: Compact Disc, Dolby oraz kasety i odtwarzacz VHS. Do odtwarzania muzyki na płycie kompaktowej w programie użyto odtwarzacza CD firmy Philips model CD202 z 1983 r.

Przebieg fragmentu rozmowy między Andrzejem Kurkiem (z wąsikiem) a Zdzisławem Kamińskim na temat techniki Compact Disc wyglądał następująco:

Andrzej Kurek
Słuchacze II Polskiego Radia mają okazję z tym dźwiękiem spotykać się co jakiś czas. Jest to dźwięk z nowego rodzaju płyty, płyty cyfrowej - tzw. Compact Disc.

Rzadko się zdarza, żeby mieć okazję prezentacji rzeczy, które dla światowego rynku wideo i fono są naprawdę nowościami. Myśmy dzisiaj kilka takich nowości w studio zgromadzili. To jest już pewna tradycja. Po prostu pod koniec roku wracamy do własnej branży: do telewizji, do dźwięku, z tym, że staramy się eksponować i omawiać urządzenia, które istotne są z punktu widzenia odbiorcy domowego, a nie tego, który telewizję robi profesjonalnie.

Zaczęliśmy od Compact Discu, od płyty na której dźwięk notowany jest laserowo i odczytywany jest laserowo. Notowany jest nie na zasadzie analizy takich zmiennych napięć tzw. analogowego sygnału, ale na zasadzie impulsów zrozumiałych zwykle dotąd dla komputerów. Compact Disc - nowa jakość.

Zdzisław Kamiński
Przedkładając to na język praktyki najzabawniejsze i najbardziej fascynujący jest fakt, że w tym wszystkim nie ma igły, nie ma tradycyjnego delikatnego obchodzenia się z płytą, i wreszcie, że promień laserowy, który ukryty w środku [urządzenia] i małej mocy odczytuje tę muzykę, a mało tego - jakość jest fenomenalna. Fachowcy twierdzą, ze jakość jest lepsza niż sali koncertowej. No trudno sobie to wręcz wyobrazić. Ale z tą płytą można robić dzięki temu sposobowi notowania dźwięku rzeczy niesamowite.

Pomijając dotykanie rękami, można tę płytę polać wodą, wręcz rzucić na ziemię i nieostrożnie np. nadepnąć. A potem wystarczy ją podnieść, wykonać odrobinę kosmetyki i już można grać.

Andrzej Kurek
Oczywiście to nie znaczy, że płyty do tego są przeznaczone.

Zdzisław Kamiński
Oczywiście nie, ale to jest ta zasadnicza odmienna jakość. W taki brutalny sposób można to wytłumaczyć. Ale to jest tylko płytowa przygrywka [do tego] co się dzieje w […] dziedzinie sprzętu audio i wideo.


W programie wykorzystano jeden z pierwszych odtwarzaczy CD firmy Philips - model CD 202 z 1983 r. (foto nie jest moje i pochodzi z Internetu).

Andrzej Kurek
(ur. 1 I 1947 w Warszawie, zm. 29 IX 1989 w Raciborzu-Brzeziu)

Zdzisław Kamiński
(ur. 5 XII 1946 w Gliwicach, zm. 29 IX 1989 w Raciborzu-Brzeziu)

Tekst jest fragmentem programu „Wideo ‘83” nadanego w ramach audycji telewizyjnej „Sonda” w dniu 29 XII 1983

Wspomnienie osobiste

To mój ulubiony odcinek programu "Sonda" który tym razem poświecono prezentacji nowinek ze świata audio i wideo na koniec 1983 roku.

Ach - co to były za czasy!

W sumie nędza i bieda, gdyż wówczas żaden przeciętny człowiek w Polsce nie mógł mieć takiego sprzętu. Z drugiej strony jak było biednie, to wszystko lepiej smakuje, nawet jak się liże to tylko przez szybę. W Polsce stanu wojennego i ogólnej beznadziei kupno prezentowanego w tej audycji sprzętu audio i wideo było czymś nierealnym.

Generalnie kupno takiego sprzętu było wówczas czymś więcej niż tylko nowinką techniczną, było nieosiągalnym marzeniem osiągalnym jedynie dla ludzi żyjących w rajskiej krainie świata zachodniego.

W linku opisywany program "Sonda" w całości.
https://vimeo.com/16094941

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Kaseta – ZWCh Chemitex Wiskord Szczecin Superton 60

 

Producent: ZWCh Chemitex Wiskord Szczecin
Nazwa: Superton
Długość: C 60
Typ: Type I (żelazowa)
Kraj produkcji: Polska
Lata wytwarzania: 1976-1982?

To jedna dwóch najbardziej dostępnych, a zarazem najpopularniejszych kaset magnetofonowych na rynku polskim w okresie PRL. Produkowały ją od 1976 r. Zakłady Włókien Sztucznych "Wiskord" w Szczecinie. Była to kaseta ze zwykłą taśmą żelazową o dość przeciętnych właściwościach. Niektórzy uważają, że te kasety były lepsze niż bardziej powszechne kasety Stilon Gorzów C-60.

Ja jednak, na podstawie własnych doświadczeń, tak nie uważam. Taśma tej kasety była koloru jasnobrązowego i moim zdaniem była znacznie bardziej narażona na rozmagnesowanie i szybsze zużycie mechaniczne niż ciemniejsze taśmy stosowane w kasetach Stilon.

Nie mam odpowiedniej dokumentacji, więc nie jestem pewien z jakiego dokładnie roku jest prezentowany przez mnie egzemplarz tej kasety. Moim zdaniem pochodzi on z początku lat 80.

Po raz pierwszy z tego rodzaju kasetą Wiskord Szczecin spotkałem się jesienią 1980 r. Mój kuzyn pożyczył mi tę kasetę do przesłuchania. Były na niej fragmenty albumu koncertowego „Bursting Out” zespołu Jethro Tull. Była to wielka uprzejmość z jego strony, bo w tamtych czasach w Polsce nie było łatwo nagrać tego rodzaju muzyki w Polskim Radio (o ich kupnie nawet nikt nie myślał z powodu wysokiej ceny zachodnich płyt).

Fabryka w której produkowano te kasety przestała ostatecznie istnieć w 2000 r.

wtorek, 27 listopada 2018

Kaseta magnetofonowa - compact cassette (CC)


Kaseta magnetofonowa, z ang. compact cassette (CC) to obecnie już nieco zapomniany nośnik dźwięku, zwłaszcza dla młodszego pokolenia. Jednak dla ludzi w moim wieku, kaseta magnetofonowa, była głównym źródłem służącym do nagrywania i odsłuchiwania muzyki. Okres największej świetności kasety magnetofonowe przeżywały w okresie od początku lat 70. do końca lat 90. XX w. (w tej ostatniej dekadzie był to nośnik, który w sprzedaży dorównywał płytom kompaktowym).

Na masową skalę kasety magnetofonowe zaprzestano produkować w połowie pierwszej dekady XXI w. Wraz z renesansem płyty winylowej ok. 2015 r. powróciła też moda na kasety magnetofonowe. Podobnie jak płyta winylowa kaseta magnetofonowa miała swoje wady, ale i swój urok, a w Polsce na pewno zawsze była bardziej kultowym nośnikiem dźwięku niż płyta, choćby z racji większej dostępności. Ta większa dostępność była charakterystyczna dla tzw. rynków wschodzących, czyli krajów biedniejszych, gdzie ludzi nie było stać na zakup drogich płyt winylowych czy kompaktowych.

Kaseta magnetofonowa wynaleziona została przez firmę Philips w 1963 r. W przeciwieństwie do taśm szpulowych kaseta ta miała stosunkowo słabe parametry techniczne. Głównym celem jaki przyświecał jej powstaniu była chęć stworzenia nośnika do nagrywania dźwięku na przenośnych reporterskich magnetofonach kasetowych, które także pojawiły się w tym samym czasie.

Szybko okazało się, że kasetę tę upodobał sobie przemysł muzyczny, a także fani jako poręczny i łatwy w obsłudze nośnik nagrań muzycznych. Jej upowszechnieniu w latach 70. sprzyjało pojawienie się coraz lepszych technicznie magnetofonów kasetowych, które w Zachodniej Europie i USA już na przełomie lat 70. i 80. wyparły dawne magnetofony szpulowe jako główne urządzenia do nagrywania muzyki. Lata 90. w Polsce i na świecie były okresem absolutnej dominacji kaset magnetofonowych.

Czyste kasety magnetofonowe produkowane były z taśmą o różnej długości. Najpopularniejszymi z nich były zwłaszcza trzy formaty: kasety C-60, C-90 i C-120. Oznaczenia te wskazywały jaki jest czas zapisu kasety po obu stronach taśmy (strony te oznaczane były najczęściej jako „A” i „B” lub „1” i „2”). Przykładowo oznaczenie C-60 wskazywało, że na każdej stronie takiej kasety można było nagrać po 30 minut muzyki.

Trzeba też wskazać, że w przeszłości kasety magnetofonowe, podobnie jak taśmy szpulowe, były też używane jako nośniki danych w ówczesnych komputerach

Pierwszą w pełni własną kasetę magnetofonową kupiłem w 1979 r. Była to kaseta Chemitex Stilon C-60 produkowana przez ZWCh-Stilon-Gorzów. W opisie nosiła ona dumy przydomek niskoszumowej, ale na pewno do mało szumiących nie należała. Jednak w tamtym czasie i tak była dla mnie najlepsza, bo dostępna i moja. Właściwie do końca 1988 r. do nagrywania używałem tylko polskich kaset magnetofonowych, bo tylko na nie było mnie stać. Jedną zachodnią kasetą jaką miałem przed tą datą była kaseta firmy AGFA kupiona ok. 1984 r. w Krakowie. Dopiero od 1989 r. zacząłem masowo kupować kasety zachodnie, głównie firm BASF i TDK, a potem także innych marek.

Celem tego wątku jest przypomnienie dostępnych mi seryjnie produkowanych czystych kaset magnetofonowych produkowanych przez różne firmy, w różnych krajach i czasach.

czwartek, 1 listopada 2018

Magnetowid VHS - wspomnienie dawnej techniki wideo




W czerwcu 2016 r. światowe media obiegła informacja, że japońska firma Funai z końcem lipca tegoż roku zaprzestanie produkcji magnetowidów. Koncern Funai Electric Co., Ltd. powstał w 1961 r. ale jego geneza jest o dziesięć lat wcześniejsza. Od początku specjalizował się w produkcji elektroniki codziennego użytku, w tym telewizorów, magnetowidów i odtwarzaczy DVD oraz Blue-ray. Początkowo swe wyroby firma sprzedawała pod różnymi innymi markami, a także produkowała podzespoły do innych znanych przedsiębiorstw z branży elektronicznej. Swój pierwszy model magnetowidu pod własną nazwą wypuściła na rynek w 1984 r. W Polsce jej produkty pod nazwą Funai pojawiły się dopiero w latach 90. i początkowo nie miały najlepszej opinii.

Firma Funai motywowała swoją decyzję o zaprzestaniu produkcji faktem, że w poprzednim roku sprzedała zaledwie 750 tys. magnetowidów VCR (ang. Videocassette Recorder), co nie zapewnia jej odpowiedniej zyskowności. W okresie świetności, a więc w latach 90. sprzedawała ok. 15 mln sztuk tych urządzeń. Faktycznie jednak głównym powodem zaprzestania ich wytwarzania była nie tyle malejąca zyskowność, co raczej trudności w uzyskaniu podzespołów do produkcji.

W sumie można się zastanawiać, jakim cudem Funai produkował magnetowidy aż tak długo, skoro format ten umarł rzekomo już w 2008 r. i dlaczego magnetowidy znalazły jeszcze 750 tys. nabywców? A przecież wiadomo że były urządzeniami przestarzałymi i praktycznie nie mogły konkurować z produktami opartymi na cyfrowym przesyle danych.

Ciągła popularność formatu VHS wynikała z dwóch przyczyn: 1) chęci odtwarzania dawniej nagranych przez zwykłych ludzi kaset wideo, zwłaszcza dokumentujących życie prywatne, 2) z nostalgii za dawnymi nośnikami miłośników i kolekcjonerów kaset VHS. Ci ostatni są odpowiednikami wielbicieli płyty winylowej w muzyce. Także uważają, że obraz na kasetach VHS ze wszystkimi jego wadami ma duszę, czego pozbawiony jest obraz w formacie cyfrowym.

Pierwszy analogowy magnetowid z magnetycznym zapisem obrazu pojawił się w 1956 r., a więc w tym roku mija 60 lat od jego wynalezienia. Stworzyli go inżynierowie amerykańskiej firmy Ampex. Pierwsze magnetowidy przeznaczone do domowego użytku pojawiły się w 1965 r., ale faktycznie na masową skalę ich produkcję uruchomiła dopiero firma Philips w 1970 r. Jednak ciągle były to urządzenia duże, drogie i trudne w obsłudze (były to magnetowidy szpulowe), stąd znajdowały niewielu nabywców. Przełomem było wynalezienie przez japońska firmę  JVC systemu VHS (Video Home System) opartego na taśmie w kasecie, który do masowej produkcji trafił pod koniec lat 70. ubiegłego wieku.

Magnetowidy VCR i kasety VHS dominowały na światowym rynku telewizyjno-wizualnym przez dwie dekady, a więc w latach 80 i 90. Oczywiście mówimy o rynku światowym, gdyż zakup zachodniego magnetowidu w PRL był z przyczyn finansowych nierealny dla większości ludności naszej pięknej socjalistycznej krainy. Można się pocieszyć tym, że także dla konsumentów na Zachodzie magnetowidy, a zwłaszcza te lepsze modele, były dość drogie a przez to nieosiągalne w zakupie. Przykładowo magnetowid Ferguson VHS w grudniu 1982 r. kosztował 599 funtów, co odpowiada obecnemu ok. 1.863 funtów.

W tym miejscu trzeba powiedzieć, że na początku lat 80. szybkiemu rozprzestrzenieniu się magnetowidów stanął jeszcze jeden poważny problem: wojna formatów, a konkretnie wojna pomiędzy formatem VHS firmy JVC (miał poparcie koncernu Matsushita, obecnie Panasonic), a formatem Betamax firmy Sony (miał poparcie koncernu Toshiba). Ten drugi został wprowadzony do produkcji w 1975 r., był lepszy jakościowo, ale droższy. Ponadto kasety z taśmą od Sony były krótsze i nie można było na nich nagrać dwugodzinnego filmu, co było możliwe w wypadku kaset VHS. Gwoździem do trumny dla formatu Betamax były preferencje branży porno, która zaczęła masowo produkować filmy dla dorosłych w formacie VHS. Upowszechnieniu magnetowidów i kaset VHS sprzyjało też powstanie w 1981 r. telewizji MTV masowo później oglądanej i nagrywanej w dekadzie lat 80. przez młodzież w USA i krajach Europy Zachodniej.

Pierwsza szersza prezentacja techniki magnetowidowej w PRL miała miejsce w programie „Sonda” w odcinku pt.: „Video’83” nadanym w dniu 29 XII 1983 r. Obok prezentacji odtwarzacza Compact Disc pokazano wówczas także magnetowid systemu VHS. Gdy wówczas oglądałem ten program mogłem jedynie marzyć o posiadaniu takiego urządzenia, to była technika jak z bajki, ale jak się później okazało nie dla wszystkich w naszym kraju.

W artykule „Video kompleks” zmieszczonym w „Magazynie Muzycznym” nr 3/1986 Adam Halber podał, że w 1984 r. na świecie wyprodukowano ponad 60 mln magnetowidów. Wskazał też, że od początku lat 80. magnetowidy trafiały także do Polski drogą prywatnego importu. W 1985 r. w Polsce uruchomiono sieć państwowych wypożyczalni kaset VHS, ale w całym kraju było ich aż osiem – co było kpiną z konsumenta samą w sobie. Zresztą były one dużo mniej atrakcyjne od powstających początkowo w ukryciu prywatnych wypożyczalni i czy bezpośredniej wymiany pomiędzy wiedeofanami, bo obowiązywała w nich cenzura – filmu z Jamesem Bondem by się w nich nie wypożyczyło.

W każdym razie rok 1986 był przełomowy dla podjęcia tematu techniki wideo w polskich mass mediach okresu PRL-u. W „Magazynie Muzycznym” zaczęła ukazywać się rubryka „Klub Video” prezentująca notowania wideo listy przebojów – głównie polskich. Ponadto pojawiły się video recenzje itp. Także TVP zaczęła szerzej nadawać teledyski w ramach Telewizyjnej Listy Przebojów.

W połowie lat 80. na rynku polskim dominowały magnetowidy firm Sanyo i Hitachi. Przy tej okazji trzeba dodać, że aby mieć dobrą jakość obrazu z kaset VHS trzeba było mieć też odpowiedni telewizor, nie dość że mogący odbierać w kolorze, to jeszcze z dobrymi parametrami. Tych ostatnich brakowało radzieckim i polskim telewizorom dostępnym wówczas w sprzedaży w kraju. Bogatsi obywatele mogli oczywiści taki sprzęt kupić w sklepach „Pewex”.

Jednak podobnie jak przy zakupie magnetowidu mnie były to małe sumy. W kraju w którym średnia płaca wynosiła wówczas ok. 25 dolarów miesięcznie, co rocznie dawało ok. 300 dolarów zakup zachodniego telewizora za ok. 500 dolarów i magnetowidu za ok. 300 dolarów dawał w sumie 800 dolarów, a więc wymagał ponad dwuletnich pełnych zarobków przeciętnie zarabiającego Polaka.

Po raz pierwszy usłyszałem o filmach oglądanych na magnetowidzie latem 1986 r. podczas siedzenia z kolegami na tzw. stróżówkach, czyli pracy jako nocnych portierów w ramach spółdzielni studenckiej „Alma Servis”. Na takiej stróżówce mieliśmy dużo wolnego czasu i jednym ze sposób jego umilania było opowiadanie sobie różnych historii lub treści filmów oglądanych przez wybrańców posiadających magnetowidy. Pamiętam, że byłem zdziwiony, że ktoś ma w Polsce prywatnie takie urządzenia i zastanawiałem się, skąd rodzice tych moich kolegów wzięli na nie pieniądze.

Drugiego szoku doznałem, gdy w 1987 r. pojechałem do jednego z kolegów ze studiów, Haralda S. mieszkającego w miejscowości K. W jego pokoju, obok wieży firmy GoldStar (LG Electronic) ujrzałem wówczas nowoczesny telewizor do odbioru w kolorze, a także magnetowid. Byłem wstrząśnięty faktem, że ma taki wypasiony sprzęt elektroniczny, ale w jakiś sposób mogłem to zrozumieć, bo zdawałem sobie sprawę, że każdy kto ma krewnych za granicą ma lepsze możliwości niż zwykli ludzie w Polsce, ja niestety zaliczałem się do tych ostatnich.

Jego rodzina miała niemieckie pochodzenie, stąd jego brat wyjechał do RFN w końcu lat 70. lub na początku 80. W „Efie” – jak to na Śląsku mówiono - pracował w fabryce mercedesa i dobrze zarabiał, dlatego mógł wspomagać rodzinę w Polsce. W ramach tej pomocy przesłał im 28 calowy telewizor Thosiba z możliwością odbioru stereofonicznego, a także magnetowid firmy Orion – taki model ładowany jeszcze od góry. To ostatnie urządzenie zostało wyprodukowane w 1982 r. lub 1983 r., a więc należało do drugiego rzutu magnetowidów wypuszczonych na europejski rynek.

Oczywiście mogłem u niego pooglądać sobie różne zachodnie nowości filmowe bo Harald był niezwykle życzliwy i cieszył się, że ktoś docenia jego pasję filmową. Oczywiście filmy były w j. niemieckim i trzeba było je na bieżąco tłumaczyć przy oglądaniu, co Harald chętnie robił.

Jednak w największego szoku doznałem, gdy jesienią 1988 r. odwiedziłem innego swego kolegę ze studiów Janusza Sz. w Piekarach Śląskich. Janusz pochodził już ze zwykłej rodziny, przynajmniej tak myślałem, dlatego nie mogłem pojąć w jaki sposób zdołał on kupić sobie nowoczesny wówczas zagraniczny telewizor i magnetowid (oba chyba firmy Sanyo). Jak się później okazało było to możliwe dzięki jego pracującej w Stanach Zjednoczonych teściowej. Ja pracowałem na studiach dorywczo w spółdzielniach studenckich i choć zarobiłem trochę grosza, to jednak na zakup telewizora do odbioru w kolorze, a zwłaszcza magnetowidu nie było mnie stać.

Gdy w 1987 r. odkupiłem od kolegi używany kilkuletni magnetofon Sanyo, a następnie dumnie szedłem z pudełkiem po korytarzu Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego, to wiele osób, w tym kilku pracowników naukowych zaczepiało mnie i pytało, czy to co niosę jest magnetowidem. Jak więc widać w tamtym czasie nazwa firmy Sanyo kojarzyła się w Polsce wszystkim z magnetowidami sprzedawanymi w sklepach „Pewex”. To wręcz niezdrowe zainteresowanie brało się też z chęć posiadania przez różne osoby właśnie magnetowidu i oglądania na nim zakazanych przez państwo treści.

Ja swój pierwszy magnetowid, firmy Otake (nazwa firmy Orion na polski rynek), kupiłem dopiero na jesieni 1990 r. Razem z żoną musieliśmy odłożyć na niego nasze wspólne kilkumiesięczne zarobki. W porównaniu z obecnymi cenami było to bardzo dużo, ale zakup magnetowidu był już dla nas możliwy w przeciwieństwie do początku lat 80.

Na zakończenie warto dodać, ze firma Sony ostatecznie zaprzestała produkcji kaset i urządzeń wideo w formacie Betamax dopiero w marcu 2016 r. Produkowane wcześniej urządzenia nie przyjęły się masowo ale je wytwarzano na potrzeby studiów telewizyjnych.

W załączniku Magnetowid VHS drugiej generacji firmy Saba model VR6010 będący klonem magnetowidu firmy JVC model HR7200 z 1981 r. Innymi mutacjami tego magnetowidu były urządzenia:
Nordmende V-100
Ferguson 3V29
Decca / Tatung VHR8300
Telefunken VR1920

Foto z zasobu Wikipedii

poniedziałek, 29 października 2018

Mój aktualny sprzęt audio (hi-fi)



Nawet najbardziej skromny fan muzyki nie może jej słuchać bez udziału sprzętu do jej odtwarzania. Od zawsze taki sprzęt nie był tani, stąd w przeszłości przeważnie był poza zasięgiem zwykłych ludzi. Taka sytuacja miała głównie miejsce w latach 80. i w pierwszej połowie lat 90. XX w. Wynikało to z dwóch przyczyn: niedostępności w Polsce urządzeń wielu renomowanych firm produkujących sprzęt audio oraz (co ważniejsze) jego wysokich cen, co przy szczególnie niskich zarobkach w Polsce (w latach 80. było to ok. 25 dolarów miesięcznie) sprawiało, że na jego zakup mogli pozwolić sobie jedynie nieliczni. We wspomnianej dekadzie polscy melomani w większości z konieczności musieli zadowolić się jedynie polskim sprzętem audio, także zresztą bardzo drogim.

Obecnie cena zestawu hi-fi dobrej jakości w Polsce spadła na tyle, że nawet stosunkowo niezamożny człowiek może sobie taki sprzęt kupić. Problem raczej polega na tym, że ludzie nie mają już takiej potrzeby, bo ogólnie zmienił się świat techniki i dostępu do rozrywki na świecie. Największą zmianą jest oczywiście wynalazek Internetu dzięki któremu wszyscy mają natychmiastowy dostęp do wszystkiego (w tym muzyki) przeważnie za darmo albo za symboliczną opłatą.

Jednak każdy prawdziwy meloman wie, że słuchanie plików z Internetu, a już zwłaszcza muzyki w postaci streamingu, to nie to samo, co słuchanie fizycznych płyt - obojętnie: kompaktowych czy winylowych. W moim odczuciu słuchanie muzyki w postaci cyfrowej jest taką samą profanacją jak zadowalanie się kobietą w postaci lateksowej. Ta sztuczna niby wszystko ma to co trzeba i nigdy nie ma złego humoru, ale to jednak zdecydowanie to nie to samo.

Ale trzeba też powiedzieć, że w miarę dobrego zestawu audio nie można kupić poniżej pewnego pułapu cenowego. A więc trzeba wydać trochę grosza, ale na całe szczęście nie trzeba tego zrobić na raz, a jak już się coś kupi, to może to nam służyć dobrze bardzo długo.

Jednak pomimo tego, że jestem wielkim fanem muzyki i zwracam uwagę na odpowiednią jakość jej odsłuchu, to jednak nie jestem audiofilem, a więc człowiekiem dla którego sam sprzęt jest ważniejszy niż słuchana na nim muzyka.

Mój obecny zestaw audio składa się z wielu urządzeń, które można podzielić na główne: (wzmacniacz, odtwarzacz CD, kolumny) i pomocnicze (kilka dodatkowych odtwarzaczy CD). W większości skompletowałem go w latach 1998-2016, ale jeden jego element -  kolumny - kupiłem bardzo dawno temu, bo w 1992 r. Ważnym elementem tego zestawu hi-fi są interkonekty. To specjalne kable połączeniowe pomiędzy poszczególnymi elementami tego sprzętu, np. między wzmacniaczem a odtwarzaczem CD. Niestety takie kable potrafią kosztować niekiedy tyle samo co np. dobry odtwarzacz CD.

Trzonem tego zestawu hi-fi jest zintegrowany wzmacniacz audio oraz odtwarzacz CD brytyjskiej firmy Cambridge Audio. Jest ona znana wśród koneserów jako producent wysokiej jakości sprzętu stereofonicznego. To modele ze średniej półki tej firmy, porównywalne z innymi podobnymi urządzeniami innych producentów pod względem jakości i ceny. Obecnie te modele nie są już produkowane.

Generalnie to dobre i markowe urządzenia, jedne z najlepszych w swojej klasie, ale też są trochę droższe. Jednak dogmatyczni audiofile uważają, że produkty firmy CA to jedynie "audiofilstwo dla ubogich". I faktycznie, sprzęt ten jest bardzo dobry, a jeszcze nie taki drogi.

Podstawą mojego zestawu audio są:

Wzmacniacz CAMBRIDGE AUDIO Azur 651A
kupiony: 31 VII 2012 r.

Odtwarzacz CD CAMBRIDGE AUDIO Azur 340C
kupiony: 26 III 2008 r.

oraz

Zestaw głośnikowy TONSIL "Scherzo 200"
kupiony: 7 VIII 1992 r.

Uzupełniają go trzy inne odtwarzacz CD:

Odtwarzacz CD TEAC CD-P650
kupiony: 24 VI 2013 r.

Odtwarzacz CD ONKYO C-7030
kupiony: 6 VII 2014 r.

Odtwarzacz CD MARANTZ CD-6006
kupiony: 30 VI 2016 r.

oraz zestaw specjalistycznych kabli:

Interkonekt: MONSTER CABLE "Interlink 300"
kupiony: 27 I 1995 r.

Interkonekt CHORD Chameleon Plus
kupiony: 1 VIII 2012 r.

Interkonekt CHORD Crimson Vee3
kupiony: 7 VII 2014 r.

Jak z tego spisu wynika, niektóre elementy tego sprzętu są naprawdę wiekowe, ale dbałem o nie i są ciągle sprawne, więc nadal ich używam. Lubię zresztą stare sprzęty i przedmioty, ale tylko dobrze zachowane, zadbane i wciąż działające.

Nie mam czynnego gramofonu analogowego, bo od lat nie zbieram płyt winylowych, ale to nie znaczy że takich nie mam lub też że nie mam takiego tradycyjnego gramofonu.

Tropicielom spisków wyjaśniam też od razu po co mi aż cztery odtwarzacze CD? Przede wszystkim mam kilka odtwarzaczy CD aby w razie awarii jednego z nich zawsze mieć pod ręką inny, gdyż nie mogę żyć bez codziennego słuchania muzyki.

Ponadto odtwarzaczy CD Cambridge Audio oraz Marantz C-6006 używam do słuchania tylko najlepszych i ulubionych przez mnie płyt, a także wtedy gdy chcę aby jakoś odtwarzanej muzyki była jak najlepsza. Na co dzień słucham muzyki z płyt granych na odtwarzaczu firmy Teac, a do odtwarzania płyt CD-R używam odtwarzacza firmy Onkyo.

Na koniec muszę wspomnieć jeszcze o pewnej sprawie, która dość często się pojawia. To refleksja ludzi, którzy w ciągu mojego życia mnie odwiedzali. Przeważnie nie byli to melomani i zawsze mówili to samo: że nie mają pieniędzy na "takie rzeczy" czyli drogi sprzęt stereo. Jednak ci sami ludzie w tym samym czasie kupowali sobie ekskluzywne ubrania i kosmetyki, coraz lepiej wyposażone samochody, chodzili do drogich restauracji, wyjeżdżali na egzotyczne zagraniczne wczasy i jakoś na to wszystko znajdowali pieniądze. Innymi słowy swoje pieniądze wydawali na co innego.

I choć może komuś trudno w to uwierzyć, to ja na wczasach byłem raz w życiu, a na zagranicznych - nigdy. Przez wiele lat nie miałem w ogóle samochodu, a ekskluzywnego i drogiego samochodu to nie miałem nigdy. Tak więc nie jest tak, że kupowałem sobie ten swój sprzęt hi-fi opływając w luksusy, bo zawsze jego nabycie, podobnie jak kupowanie płyt,  kosztowało mnie wiele wyrzeczeń. Podobne jest resztą z moimi znajomymi melomanami jakich znam.

Na zdjęciach elementy mojej obecnej wieży hi-fi.

O czym będzie ten blog?


Ten blog będzie prezentował moje wspomnienia i uwagi na temat przeszłego i obecnego sprzętu audio i wideo z jakim miałem do czynienia. A także luźne uwagi na różne tematy związane z historią obu tych technik. Ale nie będzie to blog o charakterze inżynierskim, a raczej konsumenckim i fanowskim.

Foto z portalu Pixabay.